Czy wszystko musi być zawsze realizowane po kolei?

Posted on
po kolei
po kolei
po kolei
Po kolei

Kiedy w oddali słyszysz ćwierkanie ptaków, siedzisz na tarasie z kubkiem kawy i spoglądasz na otaczającą cię zieleń, myślami odpływasz gdzieś w niedaleką przeszłość. Po czym za chwilę przenosisz się do przyszłości. Za moment  się ockniesz,  bo właśnie zebrało ci się na podsumowanie tego, co już było, i tego, co jeszcze na ciebie czeka. Ale po kolei…

A to było tak…

Kiedy będąc jeszcze na studiach, postanowiliśmy z moim ówczesnym chłopakiem (teraz już mężem) przejść do następnego etapu, założyć podstawową komórkę społeczeństwa (rodzinę), niektórzy stukali nam do głowy, że przecież nie mamy mieszkania, pracy. A my wiedzieliśmy, że to nie ma znaczenia, że mamy siebie, że życia nie planuje się z zegarkiem w ręku, że nie zawsze gotowe, ułożone plany są tym, czym powinniśmy kierować się w życiu.  Czuliśmy, że obawy innych nie powinny nas martwić. Czuliśmy, że podążamy słuszną drogą.

Jak się później okazało, kolejność nie miała znaczenia. Studia skończyliśmy, mąż dostał pracę i urodziło się nam dziecko. Dość szybko zdecydowaliśmy się na powiększenie rodziny, bo być może potem nie byłoby już nam to dane. Następnie jakoś dorobiliśmy się mieszkania, zwierząt. Wkroczyłam na drogę zawodową i zaczęłam realizować swoje marzenia. Kilka lat zajęło mi zrozumienie, że to, co chciałam robić od razu po studiach, było i jest dla mnie zawodowym spełnieniem. Tak! Tłumaczenie książek i praca z książkami zawsze dawała i nadal daje mi mnóstwo satysfakcji. Uparłam, że właśnie to chcę robić w życiu. Fajnie mi, że mogę decydować, co wydam, i co będę mogła przedstawić polskim czytelnikom.

Co prawda (jak już wcześniej wspomniałam), nim to zrozumiałam minęło kilka lat, ale za to z pewnością mogę stwierdzić, że nie były to lata stracone. Dałam sobie szansę na realizowanie różnych pomysłów, zaliczanie porażek. Teraz bogatsza w to doświadczenie wiem, czego chcę i do czego dążę.

A będzie tak…

W moim życiu wydarzyło się już wiele. Nie zawsze było kolorowo. Nie wszystkie decyzje były trafne. Ale patrzę na to, co jeszcze mnie czeka. Muszę zasadzić drzewo, wybudować dom i napisać bestseller. Tak wiem, dom buduje facet. To on sadzi drzewo. Ale cóż stoi na przeszkodzie, żeby się do niego dołączyć i pomóc mu w tych męskich działaniach? Bo z tym bestsellerem to tak sobie trochę żartuję, ale kto wie, może kiedyś uda mi się i to marzenie spełnić. Może jeśli nie napiszę go sama, to uda mi się taki wydać?

A tak naprawdę…

Tak naprawdę nie wiem, co mnie czeka. Jaki scenariusz pisze dla mnie życie. Wiem do czego dążę. Może nawet jestem na dobrej drodze, może kiedyś napiszę dla Was post ze swojego tarasu, skąpanego w blasku słońca. Albo podzielę się z Wami przepisem na ulubioną potrawę przygotowaną w dużej kuchni z wyspą, w której od rana będzie unosił się aromat kawy pomieszany z zapachem świeżych ziół hodowanych na szerokim parapecie kuchennym w południowych promieniach słońca.

Wiem też, że każdy etap ma swoje prawa, że nie od razu Rzym zbudowano, ale choć nie jest łatwo, bo mam marzenia, że bez nich nie umiałabym żyć, z marzeniami fajnie mi. I co z tego, że życiowy plan realizuję nie po kolei i trochę według swojego widzimisię?

 

A Wy? Wolicie kiedy wszystko jest poukładane i można wszystko realizować po kolei, czy może wolicie zdać się na intuicję i podszepty serca?